Jadę zatłoczonym autobusem. W środku śmierdzi
stęchłym alkoholem i perfumami jakiejś starszej kobiety, która siedzi pod oknem
obok mnie. Woń i tak jest słabsza niż u mnie w domu. Moja matka cały czas pije,
a jak wychodzi do pracy stara się zamaskować zapach taniej wódki, perfumami
kupionymi w sklepie nieopodal naszego mieszkania. Możecie mi wierzyć,
połączenie nie jest zbyt zachwycające. Kiedy byłam dzieckiem i miałam jakoś 5-7
lat, dopiero zaczynała pić. Zdarzało jej się nie wracać do domu na noc. Z tego
co wiem to sypiała na ławce czy pod drzewem w parku. Teraz robi tak prawie
zawsze. W dzień wychodzi do kiosku, w którym jest sprzedawczynią od dwóch lat
(co jest zadziwiające patrząc na jej stan) i mogę się jej spodziewać dopiero
rano. A, że dzisiaj jest piątek to pewnie zobaczę ją w poniedziałek. Wyjdzie do
jakiegoś znajomego menela i będzie z nim piła u niego w domu przez cały
weekend.
Każdy dzisiaj idzie gdzieś z przyjaciółmi, ja
sprzątam i gotuje obiady na przyszły tydzień. Chociaż, że jeśli nawet mogłabym
wyjść to i tak nie miałabym z kim.
Zauważam, że autobus zbliża się do przystanku, na
którym wysiadam. Podnoszę się z siedzenia i kieruję do wyjścia. Podłoga jest
brudna i obklejona wyżytymi gumami. Staram się je wyminąć, bo (nie daj Bóg!)
jeszcze mi się jakaś przyklei do trampek.
Pojazd hamuję i podchodzę do drzwi żeby je
otworzyć. To jeszcze jeden z niewielu już modeli, w których nie są one
automatyczne. Ostatni schodek znajduję się wysoko nad ziemią i muszę z niego
zeskoczyć. Wpadam w kałużę. Czuję jak woda wlewa mi się do butów i przemacza
skarpetki. Widzicie właśnie jak wygląda moje szczęście.
-Cholera! - Wymyka mi się.
Niska kobieta stojąca obok mnie dziwnie na mnie
spogląda. Odwracam się do niej plecami i zmierzam w kierunku swojego bloku. Do
mieszkania prowadzą kręte, skrzypiące schody, z których odłazi popękane
linoleum. Jest już ono tak brudne i zniszczone, że nie widzę w jakim jest
kolorze. Przechodząc przez próg, dosłownie wpadłam na swoją matkę.
- Co ty wyprawiasz?!- Krzyczy.
Jej alkoholowy oddech omiata moją twarz.
- Wchodzę do domu- odpowiadam.
- Nie powinnaś być w szkole?
- Jest piętnasta. Zawsze wracam o piętnastej.
- Nieważne... Wychodzę do pracy, jeśli po powrocie
zobaczę, że upiłaś choć łyka mojej wódki od razu wylecisz z domu. Rozumiesz?
Na potwierdzenie tylko kiwam głową. Nie mam ochoty
wdawać się w dyskusję z pijaczką.
Kieruję się do swojego pokoju. Nie jest zbyt
wymyślnie urządzony. Zwykłe jednoosobowe łóżko stoi w kącie pod ścianą, a
naprzeciw niego biurko i mała szafka z moimi ubraniami i kosmetykami. Wyciągam
z górnej półki eye liner, kredkę do oczu, kilka cieni do powiek, biały puder i
czarną szminkę. Na łóżku leżą ciemne, obcisłe spodnie z wieloma dziurami i
powpinanymi agrafkami. Ściągam jeansy, które mam na sobie i wciągam na siebie tamte.
W kieszeni znajduję kolczyki do brwi, wargi i języka. Od razy je zakładam. Do
kompletu ubieram czarny t-shirt z wielkim białym pentagramem. Siadam przy
biurku i z lusterkiem opartym o ścianę, maluję oczy. Staram się, aby wyglądały
jak u Siouxsie Sioux, wokalistki zespołu Siouxsie and the Banshees. W łazience
tapiruję włosy i spryskuję je lakierem. Zakładam
gotycki płaszcz, glany i długie rękawiczki z lycry, podobne do tych, które
nosiła Rita Hayworth w filmie Gildia. Wszystko
w tym samym kruczym kolorze. Wracam się
jeszcze po książkę i pieniądze. Jestem gotowa, by iść na cmentarz.
+++
Jadę na cmentarz za miastem. Jest on tak wielki, iż stając przy wejściu nie
widzisz drugiego końca. Chowają tu zmarłych od tak dawna, że nikt nie pamięta,
kiedy odbył się tu pierwszy pogrzeb. Na każdym cmentarzu w miejscu starych
grobów powstają nowe. Tutaj nie.
Idę
w kierunku zachodniej części. Spośród drogich kamiennych nagrobków, wyróżniają
się dwa wyglądające na nowe, jednakże tanie. Podchodzę do nich i czytam. Na
pierwszym jest napisane:
Christian Markowski
14.12.1994
15.09.2013
Kochany syn i brat...
Zawsze będziemy Cię kochać.
Obok
epifidium znajduje się zdjęcie chłopaka o kruczoczarnych włosach i poważnym,
lecz odrobinę smutnym wyrazie twarzy.
Spoglądam
na drugi nagrobek.
Lorena Markowska
24.02.1975
29.09.2013
Wspaniała żona i matka...
Niech Bóg czuwa nad twoją
duszą.
Robert Markowski
05.07.1969
13.10.2013
Spoczywaj w spokoju.
Przesunęłam
kwiaty i znicze na grobie Christiana i rozsiadłam się na nim. Wetknęłam sobie
słuchawki do uszu i puściłam swoją ulubioną piosenkę Night Shift. Po pół
minucie rozlega się posępny głos Siouxsie. Zaczynam śpiewać razem z nią.
Only
at night time I see you
in
darkness I feel you...
Ktoś
szturcha mnie w ramie. Wyłączam muzykę i spoglądam na tą osobę. Czarnowłosy
chłopak jak ten z fotografii patrzy na mnie i oznajmia jakby nigdy nic:
-
Siedzisz na moim grobie.
- Jezu
Chryste!- Krzyczę i zrywam się na równe nogi. Próbuję się cofnąć, lecz jestem w
takim szoku, że lecę na tyłek.
-
Przestraszyłem cię? Sorry, nie chciałem.
-
Ale wy... Jak ty...? Ale... Jak...?
- Co
jak?
Pokazuję
na nagrobek.- Nie powinieneś być martwy?
-
Martwy? Czemu miałbym być martwy?
- Bo
nagrobek... Zdjęcie...
Lekki
uśmiech wpływa mu na wargi.- Nie... Nie chodziło mi o to, że to mój grób. Tu
leży mój brat bliźniak.
-
Bardzo się wygłupiłam?
-
Tylko troszeczkę.- Pokazuje palcem na książkę, którą trzymam w ręce.- Co
czytasz?
-
Ja...? Hmm... Zbiór wierszy Edgara Allana.
-
Mogę...?
-
Jasne... Trzymaj.- Podaję mu ją.- Chociaż nie wiem czy coś zobaczysz ciemno
jest...
Zaczyna
czytać fragment Kruka:
Otworzyłem okno zatem...
Szumiąc skrzydły, z majestatem,
Wleciał ciężko kruk wspaniały,
jakby czarny piekieł stróż.
Nie pozdrowił mnie ukłonem,
okiem powiódł w krąg zamglonem
I siadł z pańskim jakimś
tonem pośród dwóch kamiennych kruż.
Na Pallady biuście przy
drzwiach, pośród dwóch kamiennych kruż.
Usiadł tam - nic więcej już.
Jego
głos jest naprawdę piękny. Głęboki i lekko zachrypnięty. Mimo, iż w ciemności
tego nie widzę, jestem pewna, że chłopak nawet nie spogląda na książkę.
Ptak ten sprawił, że przy
całem rozsmętnieniu mem musiałem
Rozśmiać się z poważnej nader
jego miny: "Tyś nie tchórz,
Widzę, stary, chmurny ptaku,
co - choć piór już ani znaku
Na twym czubie - szukasz
szlaku śród posępnych nocy mórz?
Mów, jak zwą cię na
plutońskim brzegu czarnych nocy mórz?".
Kruk rzekł na to: "Nigdy
już".
- To
jest wspaniałe! Mężczyzna chce wiedzieć czy będzie jeszcze kiedyś szczęśliwy,
jednakże kruk zna tylko jedną odpowiedź "Nigdy już!".
-
Tak, ale jednak mężczyzna godzi się ze swoim nieszczęściem. Mówić zakończenie?
-
Mhm...
I kruk wcale nie odlata,
jakby myślał siedzieć lata
Na Pallady biuście przy
drzwiach, pośród dwóch kamiennych kruż,
Krwawo lśni mu wzrok ponury,
jak u diabła, spod rzęs chmury
Światło lampy rzuca z góry
jego cień na pokój wzdłuż,
A ma dusza z tego cienia, co
komnatę zaległ wzdłuż,
Nie powstanie - nigdy już!
-
Widzisz coś tutaj w ogóle?- Spytałam, kiedy skończył.
-
Nie, ale znam to na pamięć.
-
Ooo, a znasz coś jeszcze?
-
Hmm, no znam coś jeszcze... A co chcesz żebym tu przed tobą występował, czy
wolisz pojechać ze mną do mnie do domu i tam ci coś zacytuję?
- Ja...
No nie wiem.
-
Czemu? Musisz zaraz wracać do domu?
-
Nie, ale...
-
Ale co?
Wzruszam
ramionami.
- No
chodź. Jakby coś to w każdej chwili mogę odwieźć cię do domu.
-
Ach, niech ci będzie.
Rusza
w kierunku wyjścia, a ja tuż obok niego. Prowadzi mnie krętymi uliczkami
cmentarza, w których z łatwością można się zgubić. Coś z typu labirynt
umarłych.
Nagle,
choć spodziewanie, potykam się o duży kamień wystający z ziemi. Przewracam się
na plecy chłopaka, który śmieje się z mojej niezdarności.
-
Musisz uważać inaczej zostaniesz tu na zawsze.
Zabrzmiało
to mrocznie i przerażająco. Nie wiem czy dobrze zrobiłam idąc z nieznajomym.
Czy jest jeszcze czas żeby zawrócić?
W
tym czasie chłopak łapie mnie za dłoń i splata ze mną palce. Chyba nie jest tak
źle. Może wrócę do domu żywa.
Zatrzymujemy
się na parkingu. Wyjmuje wolną ręką klucze do samochodu i naciska guzik na
pilocie. Światła w aucie po jego lewej rozbłyskują się na moment. Podchodzimy
do drzwi od strony pasażera i chłopak otwiera je przede mną. Uśmiecham się na
ten jego dżentelmeński gest. Obchodzi samochód i siada na siedzeniu obok mnie.
- Ewelina.-
Mówię.
- Co
Ewelina?
-
Mam na imię Ewelina.
-
Aha, ja Xavier.
-
Ksawier?
-
Xavier. Przez x i v.
-
Daleko stąd mieszkasz?
-
Jakieś dziesięć minut jazdy.
-
Zacytujesz już mi coś teraz?
- A
chcesz?
-
No... Chce...
-
Może być Oda do rozpaczy?
-
Nie znam...
- To
poznasz.
Biedna rozpaczy
uczciwy potworze
strasznie ci tu dokuczają
moraliści podstawiają ci nogę
asceci kopią
lekarze przepisują proszki
żebyś sobie poszła
nazywają cię grzechem
a przecież bez ciebie
byłbym stale uśmiechnięty jak
prosie w deszcz
wpadłbym w cielęcy zachwyt
nieludzki
okropny jak sztuka bez
człowieka
niedorosły przed śmiercią
sam obok siebie
-
Masz piękny głos.
- Ty
też.
-
Ja...?
-
Podobało mi się jak śpiewałaś.
Oblewam
się rumieńcem. A już czułam się przy nim swobodnie.
-
Wyrecytuję ci kolejny wiersz, jeśli mi coś zaśpiewasz.
-
Nie, o nieee. Żadnego śpiewania!
-
Czemu?
- Bo
brzydko śpiewam...
-
Nie prawda! Mi się podoba.
-
Okay, zaśpiewam coś, ale ty pierwszy.
-
Ja? Ja mam śpiewać? Oszalałaś dziewczyno! Mogę recytować wiersze, ale nie
śpiewać! W życiu!
-
Czemu?
- Bo
nie potrafię!
- Ja
też nie...
-
Właśnie wręcz przeciwnie! Masz wspaniały głos.
-
Chcesz usłyszeć jak śpiewam?
- A
jeśli ci obiecam, że zaśpiewam zaraz po tobie...?
-
Dobra, co mam zaśpiewać?
-
Może być Night Shift, tak jak wcześniej.
- Słuchasz Siouxsie and the Banshees?
-
Mhm. To jak, śpiewasz?
-
Nie...
- No
czemu?
- Bo
się wstydzę!
-
Odstaw wstyd na później i śpiewaj.
-
Niech ci będzie. Tylko się nie śmiej!
Włączam
Night Shift na telefonie i po chwili śpiewam razem z Siouxsie.
Only
at night time I see you
in
darkness I feel you...
-
Widzisz? Mówiłem, że ślicznie śpiewasz.- Przerywa mi.
-
Wcale nie...
-
Kontynuuj.
What
goes on in your mind, always silent and kind
unlike
the other...?
Wyłączam muzykę.
-
Starczy ci już. Teraz twoja kolej.
-
Nie.
-
Jak to nie? Obiecałeś!
-
Teraz już wiesz, że masz nie wierzyć w moje obietnice.- Uśmiecha się.
-
Kretyn!- Uderzam go lekko w ramię.
-
Ej, bo jak będziesz mnie tak szturchać to stracę panowanie nad samochodem i
wjedziemy w słup! A chyba byś nie chciała uszkodzić tej swojej ślicznej twarzy,
prawda?
Ślicznej
twarzy? Boże, rumieniec mam już chyba po same pięty!
-
Często się rumienisz?
- Ja...
-
Nie szkodzi. To dodaje ci uroku.
- A
skąd ty wiesz, że się rumienię?
- Bo
na ciebie patrzę.
- To
się lepiej na drogę patrz nie na mnie! A tak poza tym to ile jeszcze będziemy
jechać?
- A
co śpieszysz się, żeby obejrzeć moją sypialnię?
-
Ten komentarz jest niepotrzebny.
-
Przepraszam. Za minutę będziemy.
Jak
powiedział, tak jest. Już za chwilę wjeżdżamy do niego do garażu. Wysiadamy z
samochodu. Xavier zapala światło, chwyta mnie za rękę i prowadzi w stronę
drzwi. Wchodzimy do przedpokoju z białymi ścianami obwieszonymi obrazami i
zdjęciami i z marmurowymi podłogami.
-
Gzie twoi rodzice?
- Na
cmentarzu.
-
Co? Czemu?
-
Nie żyją.
-
Ach, przepraszam nie pomyślałam.
-
Nic nie szkodzi.
- To
z kim ty mieszkasz?
-
Sam.
-
Sam? W takim razie ile ty masz lat?
-
Siedziałaś na grobie mojego brata bliźniaka i nawet nie sprawdziłaś daty? Dziewiętnaście.
- Ooo,
to jesteś ode mnie dużo starszy.
-
Ile?
-
Całe pięć lat.
- Aż
tyle? Wyglądasz doroślej niż na piętnaście lat.
- A
przeszkadza ci to?
-
Nie, ani trochę. Tak tylko mówię. Ale nieważne, wiek to tylko liczba. Chcesz
coś do picia, jedzenia czy coś? Bo sam bym coś zjadł...
-
Nie chciałam bym nadużywać twojej gościnności...
-
Nie nadużywasz. Zaraz nam coś przygotuję. Chcesz oglądnąć jakiś film? To bym
zrobił od razu pop- corn.
-
Możemy coś oglądnąć.
Idę
za nim do kuchni, gdzie przyrządzamy prażoną kukurydzę i kierujemy się do
dużego salonu na piętrze. Prowadzą do niego kręte drewniane schody.
U
góry otwiera szafkę, w której znajduję się chyba ze sto filmów na DVD.
-
Wybierz co chcesz. Mnie to obojętne.
W
oczy rzuca mi się tytuł Trzy metry nad niebem. Czytałam książkę i bardzo
mi się podobała.
-
Może być to?- Podaję mu płytę.
-
Jasne. Jeszcze tego nie widziałem
Włącza
DVD i telewizor. Zanim usadawia się na skórzanej sofie obok mnie, gasi światło.
Siada tak blisko mnie, że stykami się kolanami i ramionami. Miska z pop- cornem leży na stoliku przed nami.
Co jakiś czas sięgam do niej. Film zaczyna się od tego jak Hache po rozprawie
sądowej, wracając do domu spotyka Babi.
Na początku strasznie się nie lubią, jednakże po pewnym czasie rozkwita
między nimi inne uczucie. Mimo różnych charakterów zakochują się w sobie bez
pamięci. Na końcu kiedy zrywają ze sobą, zaczynam płakać.
-
Hej, nie płacz to tylko film.
Obejmuje
mnie ramieniem. Wciskam twarz w jego klatkę piersiową. Słyszę jak bije mu
serce. Drugą ręką głaszcze mnie po włosach i plecach. Po chwili się uspokaja. Lekko
mnie od siebie odsuwa.
-
Już ci lepiej?- Pyta.
-
Przepraszam, z reguły tak się nie rozklejam...
-
Nie, jest okay.
Dotyka
dłonią mojego policzka i lekko się do mnie pochyla. Zaczynam panikować. Czy on
zamierza mnie pocałować? Nigdy się nie całowałam!
Czuję
jego miękkie, ciepłe wargi na swoich. Jego język próbuje rozchylić moje usta.
Pozwałam mu na to i obejmuję jego szyję. Zanim się obejrzę, Xavier leży na
mnie, przyciskając mnie do sofy. Oplatam go nogami w pasie. Zaczyna całować
mnie po szyi. Ledwo mogę złapać oddech.
-
To... Był... Najlepszy pierwszy... Pocałunek w historii... Pierwszych
pocałunków...- Wysapuję.
- To
był... Twój pierwszy... Pocałunek?- On też ledwo może złapać oddech.
-
Tak... Kiepsko mi... Poszło?
-
Nie. Zadziwiająco dobrze, jak na pierwszy raz.
-
Czyli, że ci się podobało?
-
Tak, bardzo. A tobie?
-
Było świetnie.
Zamyka
oczy i przykłada swój policzek do mojego.
-
Jesteś wspaniała...
-
Ja...?
- A
widzisz tu kogoś jeszcze? Oczywiście, że ty... O której musisz wrócić do domu?
- O
której chcę.
-
Może zostaniesz na noc?
-
Ja... Wolałabym nie.
-
Jasne. W końcu, która dziewczyna zgadza się zostać na noc u chłopaka na
pierwszej randce? Tak tylko spytałem na wszelki wypadek. Nie lubię siedzieć w
domu sam.
-
Pierwszej randce?
-
Tak. Chciałabyś drugą?
-
Hmm... Tak, chciałabym.
+++
Wysadza
mnie pod samym domem. Umówiliśmy się na niedzielę wieczór. Nie mogę się już
doczekać.
Idę
do łazienki zmyć makijaż i wziąć prysznic. Czysta ubieram się w piżamę i
wchodzę do łóżka. Dalej czuję jego usta na swojej szyi. Mam nadzieję, iż
następnym razem też będzie mnie tak całował.