wtorek, 5 listopada 2013

Cmentarz

Jadę zatłoczonym autobusem. W środku śmierdzi stęchłym alkoholem i perfumami jakiejś starszej kobiety, która siedzi pod oknem obok mnie. Woń i tak jest słabsza niż u mnie w domu. Moja matka cały czas pije, a jak wychodzi do pracy stara się zamaskować zapach taniej wódki, perfumami kupionymi w sklepie nieopodal naszego mieszkania. Możecie mi wierzyć, połączenie nie jest zbyt zachwycające. Kiedy byłam dzieckiem i miałam jakoś 5-7 lat, dopiero zaczynała pić. Zdarzało jej się nie wracać do domu na noc. Z tego co wiem to sypiała na ławce czy pod drzewem w parku. Teraz robi tak prawie zawsze. W dzień wychodzi do kiosku, w którym jest sprzedawczynią od dwóch lat (co jest zadziwiające patrząc na jej stan) i mogę się jej spodziewać dopiero rano. A, że dzisiaj jest piątek to pewnie zobaczę ją w poniedziałek. Wyjdzie do jakiegoś znajomego menela i będzie z nim piła u niego w domu przez cały weekend.
Każdy dzisiaj idzie gdzieś z przyjaciółmi, ja sprzątam i gotuje obiady na przyszły tydzień. Chociaż, że jeśli nawet mogłabym wyjść to i tak nie miałabym z kim.
Zauważam, że autobus zbliża się do przystanku, na którym wysiadam. Podnoszę się z siedzenia i kieruję do wyjścia. Podłoga jest brudna i obklejona wyżytymi gumami. Staram się je wyminąć, bo (nie daj Bóg!) jeszcze mi się jakaś przyklei do trampek.
Pojazd hamuję i podchodzę do drzwi żeby je otworzyć. To jeszcze jeden z niewielu już modeli, w których nie są one automatyczne. Ostatni schodek znajduję się wysoko nad ziemią i muszę z niego zeskoczyć. Wpadam w kałużę. Czuję jak woda wlewa mi się do butów i przemacza skarpetki. Widzicie właśnie jak wygląda moje szczęście.
-Cholera! - Wymyka mi się.
Niska kobieta stojąca obok mnie dziwnie na mnie spogląda. Odwracam się do niej plecami i zmierzam w kierunku swojego bloku. Do mieszkania prowadzą kręte, skrzypiące schody, z których odłazi popękane linoleum. Jest już ono tak brudne i zniszczone, że nie widzę w jakim jest kolorze. Przechodząc przez próg, dosłownie wpadłam na swoją matkę.
- Co ty wyprawiasz?!- Krzyczy.
Jej alkoholowy oddech omiata moją twarz.
- Wchodzę do domu- odpowiadam.
- Nie powinnaś być w szkole?
- Jest piętnasta. Zawsze wracam o piętnastej.
- Nieważne... Wychodzę do pracy, jeśli po powrocie zobaczę, że upiłaś choć łyka mojej wódki od razu wylecisz z domu. Rozumiesz?
Na potwierdzenie tylko kiwam głową. Nie mam ochoty wdawać się w dyskusję z pijaczką.
Kieruję się do swojego pokoju. Nie jest zbyt wymyślnie urządzony. Zwykłe jednoosobowe łóżko stoi w kącie pod ścianą, a naprzeciw niego biurko i mała szafka z moimi ubraniami i kosmetykami. Wyciągam z górnej półki eye liner, kredkę do oczu, kilka cieni do powiek, biały puder i czarną szminkę. Na łóżku leżą ciemne, obcisłe spodnie z wieloma dziurami i powpinanymi agrafkami. Ściągam jeansy, które mam na sobie i wciągam na siebie tamte. W kieszeni znajduję kolczyki do brwi, wargi i języka. Od razy je zakładam. Do kompletu ubieram czarny t-shirt z wielkim białym pentagramem. Siadam przy biurku i z lusterkiem opartym o ścianę, maluję oczy. Staram się, aby wyglądały jak u Siouxsie Sioux, wokalistki zespołu Siouxsie and the Banshees. W łazience tapiruję włosy i spryskuję je lakierem.  Zakładam gotycki płaszcz, glany i długie rękawiczki z lycry, podobne do tych, które nosiła Rita Hayworth w filmie Gildia. Wszystko w tym samym kruczym kolorze.  Wracam się jeszcze po książkę i pieniądze. Jestem gotowa, by iść na cmentarz.

+++

 Jadę na cmentarz za miastem.  Jest on tak wielki, iż stając przy wejściu nie widzisz drugiego końca. Chowają tu zmarłych od tak dawna, że nikt nie pamięta, kiedy odbył się tu pierwszy pogrzeb. Na każdym cmentarzu w miejscu starych grobów powstają nowe. Tutaj nie.
Idę w kierunku zachodniej części. Spośród drogich kamiennych nagrobków, wyróżniają się dwa wyglądające na nowe, jednakże tanie. Podchodzę do nich i czytam. Na pierwszym jest napisane:

Christian Markowski
14.12.1994
15.09.2013
Kochany syn i brat...
Zawsze będziemy Cię kochać.

Obok epifidium znajduje się zdjęcie chłopaka o kruczoczarnych włosach i poważnym, lecz odrobinę smutnym wyrazie twarzy.
Spoglądam na drugi nagrobek.

Lorena Markowska
24.02.1975
29.09.2013
Wspaniała żona i matka...
Niech Bóg czuwa nad twoją duszą.

Robert Markowski
05.07.1969
13.10.2013
Spoczywaj w spokoju.

Przesunęłam kwiaty i znicze na grobie Christiana i rozsiadłam się na nim. Wetknęłam sobie słuchawki do uszu i puściłam swoją ulubioną piosenkę Night Shift. Po pół minucie rozlega się posępny głos Siouxsie. Zaczynam śpiewać razem z nią.

Only at night time I see you
in darkness I feel you...

Ktoś szturcha mnie w ramie. Wyłączam muzykę i spoglądam na tą osobę. Czarnowłosy chłopak jak ten z fotografii patrzy na mnie i oznajmia jakby nigdy nic:
- Siedzisz na moim grobie.
- Jezu Chryste!- Krzyczę i zrywam się na równe nogi. Próbuję się cofnąć, lecz jestem w takim szoku, że lecę na tyłek.
- Przestraszyłem cię? Sorry, nie chciałem.
- Ale wy... Jak ty...? Ale... Jak...?
- Co jak?
Pokazuję na nagrobek.- Nie powinieneś być martwy?
- Martwy? Czemu miałbym być martwy?
- Bo nagrobek... Zdjęcie...
Lekki uśmiech wpływa mu na wargi.- Nie... Nie chodziło mi o to, że to mój grób. Tu leży mój brat bliźniak.
- Bardzo się wygłupiłam?
- Tylko troszeczkę.- Pokazuje palcem na książkę, którą trzymam w ręce.- Co czytasz?
- Ja...? Hmm... Zbiór wierszy Edgara Allana.
- Mogę...?
- Jasne... Trzymaj.- Podaję mu ją.- Chociaż nie wiem czy coś zobaczysz ciemno jest...
Zaczyna czytać fragment Kruka:

Otworzyłem okno zatem... Szumiąc skrzydły, z majestatem,
Wleciał ciężko kruk wspaniały, jakby czarny piekieł stróż.
Nie pozdrowił mnie ukłonem, okiem powiódł w krąg zamglonem
I siadł z pańskim jakimś tonem pośród dwóch kamiennych kruż.
Na Pallady biuście przy drzwiach, pośród dwóch kamiennych kruż.
Usiadł tam - nic więcej już.

Jego głos jest naprawdę piękny. Głęboki i lekko zachrypnięty. Mimo, iż w ciemności tego nie widzę, jestem pewna, że chłopak nawet nie spogląda na książkę.



Ptak ten sprawił, że przy całem rozsmętnieniu mem musiałem
Rozśmiać się z poważnej nader jego miny: "Tyś nie tchórz,
Widzę, stary, chmurny ptaku, co - choć piór już ani znaku
Na twym czubie - szukasz szlaku śród posępnych nocy mórz?
Mów, jak zwą cię na plutońskim brzegu czarnych nocy mórz?".
Kruk rzekł na to: "Nigdy już".

- To jest wspaniałe! Mężczyzna chce wiedzieć czy będzie jeszcze kiedyś szczęśliwy, jednakże kruk zna tylko jedną odpowiedź "Nigdy już!".
- Tak, ale jednak mężczyzna godzi się ze swoim nieszczęściem. Mówić zakończenie?
- Mhm...

I kruk wcale nie odlata, jakby myślał siedzieć lata
Na Pallady biuście przy drzwiach, pośród dwóch kamiennych kruż,
Krwawo lśni mu wzrok ponury, jak u diabła, spod rzęs chmury
Światło lampy rzuca z góry jego cień na pokój wzdłuż,
A ma dusza z tego cienia, co komnatę zaległ wzdłuż,
Nie powstanie - nigdy już!

- Widzisz coś tutaj w ogóle?- Spytałam, kiedy skończył.
- Nie, ale znam to na pamięć.
- Ooo, a znasz coś jeszcze?
- Hmm, no znam coś jeszcze... A co chcesz żebym tu przed tobą występował, czy wolisz pojechać ze mną do mnie do domu i tam ci coś zacytuję?
- Ja... No nie wiem.
- Czemu? Musisz zaraz wracać do domu?
- Nie, ale...
- Ale co?
Wzruszam ramionami.
- No chodź. Jakby coś to w każdej chwili mogę odwieźć cię do domu.
- Ach, niech ci będzie.
Rusza w kierunku wyjścia, a ja tuż obok niego. Prowadzi mnie krętymi uliczkami cmentarza, w których z łatwością można się zgubić. Coś z typu labirynt umarłych.
Nagle, choć spodziewanie, potykam się o duży kamień wystający z ziemi. Przewracam się na plecy chłopaka, który śmieje się z mojej niezdarności.
- Musisz uważać inaczej zostaniesz tu na zawsze.
Zabrzmiało to mrocznie i przerażająco. Nie wiem czy dobrze zrobiłam idąc z nieznajomym. Czy jest jeszcze czas żeby zawrócić?
W tym czasie chłopak łapie mnie za dłoń i splata ze mną palce. Chyba nie jest tak źle. Może wrócę do domu żywa.
Zatrzymujemy się na parkingu. Wyjmuje wolną ręką klucze do samochodu i naciska guzik na pilocie. Światła w aucie po jego lewej rozbłyskują się na moment. Podchodzimy do drzwi od strony pasażera i chłopak otwiera je przede mną. Uśmiecham się na ten jego dżentelmeński gest. Obchodzi samochód i siada na siedzeniu obok mnie.
- Ewelina.- Mówię.
- Co Ewelina?
- Mam na imię Ewelina.
- Aha, ja Xavier.
- Ksawier?
- Xavier. Przez x i v.
- Daleko stąd mieszkasz?
- Jakieś dziesięć minut jazdy.
- Zacytujesz już mi coś teraz?
- A chcesz?
- No... Chce...
- Może być Oda do rozpaczy?
- Nie znam...
- To poznasz.

Biedna rozpaczy
uczciwy potworze
strasznie ci tu dokuczają
moraliści podstawiają ci nogę
asceci kopią
lekarze przepisują proszki żebyś sobie poszła
nazywają cię grzechem
a przecież bez ciebie
byłbym stale uśmiechnięty jak prosie w deszcz
wpadłbym w cielęcy zachwyt
nieludzki
okropny jak sztuka bez człowieka
niedorosły przed śmiercią
sam obok siebie

- Masz piękny głos.
- Ty też.
- Ja...?
- Podobało mi się jak śpiewałaś.
Oblewam się rumieńcem. A już czułam się przy nim swobodnie.
- Wyrecytuję ci kolejny wiersz, jeśli mi coś zaśpiewasz.
- Nie, o nieee. Żadnego śpiewania!
- Czemu?
- Bo brzydko śpiewam...
- Nie prawda! Mi się podoba.
- Okay, zaśpiewam coś, ale ty pierwszy.
- Ja? Ja mam śpiewać? Oszalałaś dziewczyno! Mogę recytować wiersze, ale nie śpiewać! W życiu!
- Czemu?
- Bo nie potrafię!
- Ja też nie...
- Właśnie wręcz przeciwnie! Masz wspaniały głos.
- Chcesz usłyszeć jak śpiewam?
- A jeśli ci obiecam, że zaśpiewam zaraz po tobie...?
- Dobra, co mam zaśpiewać?
- Może być Night Shift, tak jak wcześniej.
- Słuchasz Siouxsie and the Banshees?
- Mhm. To jak, śpiewasz?
- Nie...
- No czemu?
- Bo się wstydzę!
- Odstaw wstyd na później i śpiewaj.
- Niech ci będzie. Tylko się nie śmiej!
Włączam Night Shift na telefonie i po chwili śpiewam razem z Siouxsie.

Only at night time I see you
in darkness I feel you...

- Widzisz? Mówiłem, że ślicznie śpiewasz.- Przerywa mi.
- Wcale nie...
- Kontynuuj.

What goes on in your mind, always silent and kind
unlike the other...?

Wyłączam muzykę.
- Starczy ci już. Teraz twoja kolej.
- Nie.
- Jak to nie? Obiecałeś!
- Teraz już wiesz, że masz nie wierzyć w moje obietnice.- Uśmiecha się.
- Kretyn!- Uderzam go lekko w ramię.
- Ej, bo jak będziesz mnie tak szturchać to stracę panowanie nad samochodem i wjedziemy w słup! A chyba byś nie chciała uszkodzić tej swojej ślicznej twarzy, prawda?
Ślicznej twarzy? Boże, rumieniec mam już chyba po same pięty!
- Często się rumienisz?
- Ja...
- Nie szkodzi. To dodaje ci uroku.
- A skąd ty wiesz, że się rumienię?
- Bo na ciebie patrzę.
- To się lepiej na drogę patrz nie na mnie! A tak poza tym to ile jeszcze będziemy jechać?
- A co śpieszysz się, żeby obejrzeć moją sypialnię?
- Ten komentarz jest niepotrzebny.
- Przepraszam. Za minutę będziemy.
Jak powiedział, tak jest. Już za chwilę wjeżdżamy do niego do garażu. Wysiadamy z samochodu. Xavier zapala światło, chwyta mnie za rękę i prowadzi w stronę drzwi. Wchodzimy do przedpokoju z białymi ścianami obwieszonymi obrazami i zdjęciami i z marmurowymi podłogami.
- Gzie twoi rodzice?
- Na cmentarzu.
- Co? Czemu?
- Nie żyją.
- Ach, przepraszam nie pomyślałam.
- Nic nie szkodzi.
- To z kim ty mieszkasz?
- Sam.
- Sam? W takim razie ile ty masz lat?
- Siedziałaś na grobie mojego brata bliźniaka i nawet nie sprawdziłaś daty? Dziewiętnaście.
- Ooo, to jesteś ode mnie dużo starszy.
- Ile?
- Całe pięć lat.
- Aż tyle? Wyglądasz doroślej niż na piętnaście lat.
- A przeszkadza ci to?
- Nie, ani trochę. Tak tylko mówię. Ale nieważne, wiek to tylko liczba. Chcesz coś do picia, jedzenia czy coś? Bo sam bym coś zjadł...
- Nie chciałam bym nadużywać twojej gościnności...
- Nie nadużywasz. Zaraz nam coś przygotuję. Chcesz oglądnąć jakiś film? To bym zrobił od razu pop- corn.
- Możemy coś oglądnąć.
Idę za nim do kuchni, gdzie przyrządzamy prażoną kukurydzę i kierujemy się do dużego salonu na piętrze. Prowadzą do niego kręte drewniane schody.
U góry otwiera szafkę, w której znajduję się chyba ze sto filmów na DVD.
- Wybierz co chcesz. Mnie to obojętne.
W oczy rzuca mi się tytuł Trzy metry nad niebem. Czytałam książkę i bardzo mi się podobała.
- Może być to?- Podaję mu płytę.
- Jasne. Jeszcze tego nie widziałem
Włącza DVD i telewizor. Zanim usadawia się na skórzanej sofie obok mnie, gasi światło. Siada tak blisko mnie, że stykami się kolanami i ramionami. Miska z      pop- cornem leży na stoliku przed nami. Co jakiś czas sięgam do niej. Film zaczyna się od tego jak Hache po rozprawie sądowej, wracając do domu spotyka Babi.  Na początku strasznie się nie lubią, jednakże po pewnym czasie rozkwita między nimi inne uczucie. Mimo różnych charakterów zakochują się w sobie bez pamięci. Na końcu kiedy zrywają ze sobą, zaczynam płakać.
- Hej, nie płacz to tylko film.
Obejmuje mnie ramieniem. Wciskam twarz w jego klatkę piersiową. Słyszę jak bije mu serce. Drugą ręką głaszcze mnie po włosach i plecach. Po chwili się uspokaja. Lekko mnie od siebie odsuwa.
- Już ci lepiej?- Pyta.
- Przepraszam, z reguły tak się nie rozklejam...
- Nie, jest okay.
Dotyka dłonią mojego policzka i lekko się do mnie pochyla. Zaczynam panikować. Czy on zamierza mnie pocałować? Nigdy się nie całowałam!
Czuję jego miękkie, ciepłe wargi na swoich. Jego język próbuje rozchylić moje usta. Pozwałam mu na to i obejmuję jego szyję. Zanim się obejrzę, Xavier leży na mnie, przyciskając mnie do sofy. Oplatam go nogami w pasie. Zaczyna całować mnie po szyi. Ledwo mogę złapać oddech.
- To... Był... Najlepszy pierwszy... Pocałunek w historii... Pierwszych pocałunków...- Wysapuję.
- To był... Twój pierwszy... Pocałunek?- On też ledwo może złapać oddech.
- Tak... Kiepsko mi... Poszło?
- Nie. Zadziwiająco dobrze, jak na pierwszy raz.
- Czyli, że ci się podobało?
- Tak, bardzo. A tobie?
- Było świetnie.
Zamyka oczy i przykłada swój policzek do mojego.
- Jesteś wspaniała...
- Ja...?
- A widzisz tu kogoś jeszcze? Oczywiście, że ty... O której musisz wrócić do domu?
- O której chcę.
- Może zostaniesz na noc?
- Ja... Wolałabym nie.
- Jasne. W końcu, która dziewczyna zgadza się zostać na noc u chłopaka na pierwszej randce? Tak tylko spytałem na wszelki wypadek. Nie lubię siedzieć w domu sam.
- Pierwszej randce?
- Tak. Chciałabyś drugą?
- Hmm... Tak, chciałabym.

+++

Wysadza mnie pod samym domem. Umówiliśmy się na niedzielę wieczór. Nie mogę się już doczekać.
Idę do łazienki zmyć makijaż i wziąć prysznic. Czysta ubieram się w piżamę i wchodzę do łóżka. Dalej czuję jego usta na swojej szyi. Mam nadzieję, iż następnym razem też będzie mnie tak całował.

czwartek, 26 września 2013

Pierwsze Spotkanie

Jestem kimś innym niż oni. Jestem dla nich niczym. Zwykłym, nic nie znaczącym śmieciem, którego można zwyzywać, obrazić, upokorzyć. Dla nich nie liczy się to, że mam uczucia. Jestem popychadłem. To na mnie się wyżywają, kiedy mają gorszy dzień. To ze mnie się śmieją, kiedy dopisuje im humor.
- Mam dzisiaj straszną chcicę- mówi Tomek, przechodząc z Michałem obok mnie przez szkolny korytarz.
- Idź do Eweliny. Może podtrzyma rodzinną tradycję i ci da- podchwytuje temat kolega.
Jeszcze nie rozpoczęła się pierwsza lekcja, a oni już zaczęli „żartować”. Szkoda, że tylko mnie te „żarty” nie śmieszą. Spoglądam na zegarek. Za dwie minuty zadzwoni dzwonek. Ekstra, chemia. Biegnę  po schodach do góry.  Przed pracownią chemiczną nikogo nie ma. Zaglądam do środka. Wszyscy są już na swoich miejscach, jeszcze ze sobą gawędząc. Wchodzę do sali i kieruję się do pierwszej ławki pod oknem. Jak zawsze siedzę sama. Nasza chemiczka, a jednocześnie wychowawczyni siedzi przed swoim biurkiem i uzupełnia coś w dzienniku. Rozlega się dzwonek.
- Dobrze kochani, dzisiaj dołączy do nas nowy uczeń. Za chwilę przyprowadzi go pani pedagog -informuje nas nauczycielka.-  Proszę, bądźcie dla niego mili. Ach i od poniedziałku zmieni nam się plan lekcji. Zapiszę go na tablicy. Przepiszcie go, a później zapoznajcie się z nowym działem, który znajduje się na stronie siedemdziesiątej dziewiątej.
Zabieram się za spisywanie z tablicy. W poniedziałki i we wtorki mam osiem lekcji. W pozostałe dni, siedem. Kiedy kończę, otwieram podręcznik. Nie jestem dobra z chemii, ani za nią nie przepadam. Przeczytanie zajmuje mi niecałe dziesięć minut.
- Mogę już zapisać temat na tablicy?
Uczniowie chóralnie potwierdzają. Bardziej, jednak przypomina to jęk.
Wychowawczyni uśmiecha się i kręci głową. Jest to kobieta po czterdziestce z długimi ciemnymi lokami. Od częstego śmiechu utworzyły się jej kurze łapki w kącikach szmaragdowo zielonych oczu. Zawsze ma na sobie ubrania w mocnych kolorach, które widać nawet z drugiego końca szkoły.
- Sporządzicie notatkę i rozwiążecie zadanie pierwsze i drugie. Sprawdzam waszą pracę na lekcji, więc napiszecie to na osobnej kartce.
- Pszepani, a to jest na ocenę?- pyta Adam.
- Niee idioto, na ziemniaki!- odpowiada mu Kamil.
- Pani się pytam, nie ciebie głupku!
Odkąd pamiętam oni cały czas się kłócą. Z tego co wiem, poszło o jakąś dziewczynę. W pierwszej klasie. PODSTAWÓWKI.
- Chłopcy! Tak, Adamie to jest na ocenę. A ciebie Kamilu proszę, abyś nie odzywał się nieproszony- stłumia sprzeczkę nauczycielka.
Biorę swój ulubiony czarny długopis w różowe kropki i staram się zrozumieć o co chodzi w zadaniu drugim, kiedy do klasy wchodzi pani pedagog z nowym uczniem. Zerkam kątem oka w jego stronę. On jest niesamowicie przystojny. Ma wystające kości policzkowe i mocną, niemal kwadratową szczękę. A jasna, lekko przydługa grzywka opada mu na piękne oczy w kolorze nocy. Wiem jak to brzmi, ale jestem niemal pewna, że jeśli bym się im dokładniej przyjrzała, ujrzałabym gwiazdy- malutkie biało srebrne punkciki w jego tęczówkach.
Ich barwę podkreśla granatowa, prawie czarna bluza narzucona niedbale, jakby w pośpiechu na biały t- shirt z logo Nike. Jego czarne spodnie skinny z Reserved opinają mu długie lekko umięśnione nogi. W tym samym kolorze ma również trampki Converse. Chłopak liczy sobie co najmniej ponad 1,80 m.
- A oto i jest!- Klaska w ręce podniecona nauczycielka.- Mógłbyś się nam przedstawić?
Wzrusza ramionami.- Mógłbym.
- A więc...?
- Jestem Lukas.
- A nazwisko?
- Ma przecież je pani w dzienniku.
- Nie lubisz dużo mówić?
Chłopak wzrusza ramiona.
Nauczycielka przykłada sobie dłoń do czoła i mruczy pod nosem.- Co się dzieje w tych czasach z młodzieżą. Boże, widzisz a nie grzmisz.
- Mogę już usiąść?
- Dobrze, jednak mam jeszcze jedno małe pytanko...
Lukas unosi pytająco brwi.
- Gdzie masz plecak?
Znów wzrusza ramionami.- Zapomniałem.
Wyrywa mi się chichot. Nie mogę się opanować i śmieję się coraz głośniej, aż z oczu płyną mi łzy.
- Ewelina chcesz coś powiedzieć?
- Nie, przepraszam proszę pani.
- Okay, Lukas. Jesteśmy dosyć liczną klasą i jedyne miejsce wolne jest koło Eweliny. Mam nadzieję, że to nie stanowi problemu.
Kolejne wzruszenie ramionami. Chłopak zmierza w kierunku mojej ławki niesamowitym pełnym gracji powolnym krokiem.
- Co mamy robić?- pyta się mnie, usadawiając się na krześle.
- Eee...No, sporządzić notatkę i rozwiązać zadanie pierwsze i drugie.
- Mogę?
Mówiąc to, wskazuje podręcznik.
- Yyy... Jasne, mamy to zrobić w parach.
Przesuwa książkę na środek ławki i zaczyna czytać tekst. Nie mogę oderwać od niego wzroku, od jego grzywki opadającej na oczy, opalonych dłoni i kilku małych piegów na nosie. Na prawdę staram się odciągnąć od niego spojrzenie, ale nie wychodzi mi to i to chyba nie tylko mnie. Wszystkie dziewczyny patrzą się niego jak na ósmy cud świta. Właściwie to nim jest. Dlaczego on nie może być brzydki?
- Pożyczyłabyś mi długopis?
Wyjmuję jakiś z piórnika i mu podaję. Nasze dłonie muskają się w przelocie. Jego skóra jest bardzo ciepła, wprost gorąca i szorstka, a jednocześnie miękka. Czuję mrowienie w miejscu, w którym mnie dotknął. On zaczyna pisać. Ja wciąż go obserwuję.
- Czemu cały czas się na mnie patrzysz?
Zaskakuje mnie tym pytaniem. Chociaż wydaje się ono całkiem logiczne. Natychmiast się rumienię. Ciężko to ukryć przy mojej bladej cerze.
- Ja... Hmmm... Przepraszam...
Na jego cudownych, pełnych ustach igra uśmieszek.
- Fajnie wyglądasz jak się rumienisz.
Zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona- od czubków uszu, aż po szyję.
Któryś z uczniów słyszy naszą rozmowę, mimo hałasu w klasie i krzyczy.- Ooo Eweeliinaa widzę, że szukasz sobie nowych klientów?
Wszyscy, wybuchają śmiechem. Wszyscy, oprócz Lukasa. Wydaje się on raczej obojętny na to co oni mówią. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle.
Zauważam iż chłopak zaczyna robić drugie zadanie. Pochylam się w stronę kartki, tak że czuję ciepło bijące od jego ciała. Dzieli nas tylko kilka centymetrów. Widać nie przeszkadza mu to w pisaniu. To pierwszy raz kiedy jestem tak blisko z chłopakiem.
Pięć minut i zadania gotowe. Podpisuje się obok mojego nazwiska, lecz tylko imieniem.
- Mam nadzieję, że na następnych zajęciach również usiądziemy razem- mówi.
- Tak? Czemu?
- Bo tak wspaniale nam się współpracuje.
Na początku nie załapuję. Dopiero po chwili wiem o czym on mówi.
- Ja...Po prostu nie rozumiem tego tematu i...
Przerywa mi dzwonek. Sięgam po swoją torbę, a kiedy się odwracam, on stoi oparty o framugę drzwi i mi się przygląda. Marszczę brwi. Nie wiem o co mu chodzi. Kiedy zamierzam go o to spytać, znika w tłumie na szkolnym korytarzu.

***
Na kolejnych lekcjach siada gdzieś z tyłu klasy. Podczas przerwy wyparowuje, jakby w ogóle nie istniał. Nie mogę go nigdzie znaleźć.
A chciałabym znów zobaczyć te jego cudowne oczy.
Chciałabym móc zanurzyć dłonie w jego blond włosach.
Chciałabym całować jego pełne usta.
Chciałabym, chciałabym, chciałabym...
Będąc na ostatniej lekcji, odszukuję go wzrokiem. Siedzi teraz z Klaudią, naszą klasową pięknością. Ona ma długie falowane blond włosy, a ja zwyczajnie czarne. Jej oczy są kasztanowo- miedziane, moje zwykłe, niebieskie. Klaudia wyróżnia się niesamowicie opaloną skórą, która kontrastuje z moją przeźroczystą, białą prawie jak śnieg.
Nie mam przy niej żadnych szans. Chłopacy też pewnie nagadali mu o mnie jakieś nie stworzone historie.
Ona ma wszystko, przyjaciół, rodzinę, pieniądze. A teraz pewnie i jego. Czuję ukłucie zazdrości, lecz nie mogę na nich nie patrzeć. Pasują do siebie: piękni, bogaci, popularni. Lukas przyłapuje mnie na obserwowaniu ich. Natychmiast odwracam wzrok, jednak czuję jak płoną mi policzki.

Znów na niego zerkam, teraz on unika mojego spojrzenia. I tak na odwrót. Myślę, że mam największy rumieniec jaki może istnieć. Z tej kłopotliwej sytuacji ratuje mnie dzwonek.